Jestem zwolennikiem społecznej odpowiedzialności inżynierów. Musimy być świadomi zmian, do których doprowadzą wdrażane przez nas technologie. O przyszłości sztucznej inteligencji, pracy, biznesu i edukacji z dr. Andrzejem Dulką, prezesem Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, rozmawia Maciej Chojnowski

Maciej Chojnowski: W erze sztucznej inteligencji i związanej z nią automatyzacji tylko programiści z najwyższymi kompetencjami mogą się czuć bezpieczni – tę diagnozę wypowiedział pan podczas Forum Gospodarczego TIME. I dodał pan, że w przypadku całej reszty dość realne jest ryzyko utraty pracy. Czyli problem nie dotyczy tylko pracowników fizycznych, ale także specjalistów?

Andrzej Dulka*: Właściwie mówiłem o rozszerzonej inteligencji – augmented intelligence. Nie lubię sformułowania „sztuczna inteligencja”, bo ono sugeruje, że powstały jakieś programy, algorytmy, maszyny obliczeniowe, które zastępują inteligencję człowieka, mają świadomość swego istnienia czy empatię. Słowem: są w stanie zastąpić to, co jest istotą człowieka. A takich programów nie ma i jeszcze długo nie będzie.

Powstały natomiast programy, które są wyrafinowanym narzędziem informatycznym. Mają zaawansowane metody rozpoznawania mowy czy obrazu, błyskawicznego przeszukiwania ogromnych ilości informacji, na podstawie których „podejmują decyzje”. Taki software może mieć najprzeróżniejsze zastosowania. Na przykład być pomocny w systemach zarządzania miejscami parkingowymi. Oprogramowanie na podstawie obrazu z kamery rozpoznaje, czy na danym miejscu stoi biały samochód, czy to pryzma śniegu. Proste, konkretne zastosowanie.

Inny przykład to biometryczny paszport, gdzie zaawansowane oprogramowanie „podejmuje decyzję” co do naszej tożsamości i pozwala nam przekroczyć granicę państwa. Nazywam takie zastosowania rozszerzoną inteligencją, bo pomagają człowiekowi w jego codzienności, niejako uzupełniając jego naturalną inteligencję.

I ta pomocna rozszerzona inteligencja może odebrać nam pracę?

Ta rozszerzona inteligencja już jest wokół nas. Rewolucyjne zmiany z nią związane nastąpią wraz transformacją gospodarki do przemysłu 4.0, co będzie miało ogromny wpływ na wszystkie aspekty naszego życia. W jej rezultacie ludzie w przyszłości będą się uczyć, pracować czy wypoczywać w inny sposób niż dziś.

dr Andrzej Dulka

Mówi się, że 80 procent zawodów przyszłości jeszcze nie istnieje. A to oznacza, że w przyszłości nie będzie większości zawodów, które istnieją dzisiaj.

Nie lubię sformułowania „sztuczna inteligencja”, bo ono sugeruje, że powstały jakieś programy, które zastępują inteligencję człowieka, mają świadomość swego istnienia czy empatię. Słowem: są w stanie zastąpić to, co jest istotą człowieka. A takich programów nie ma i jeszcze długo nie będzie

Obecnie koniuszy i stajnie kojarzą się z rekreacją, a nie z transportem publicznym. Już nie produkujemy masowo powozów. Jeździmy samochodami. W przyszłości autonomiczne pojazdy będą się poruszały same. To bardzo dobrze, bo będziemy mogli w czasie podróży zająć się nauką, pracą, jakąś przyjemnością: grą albo oglądaniem filmu.

Te zmiany będą miały również duży wpływ społeczny. Co z zawodowymi kierowcami? Cała duża grupa społeczna stanie przed problemem, czym się zająć, w jakim kierunku się przekwalifikować. Grup zawodowych, które będą musiały się zmierzyć z podobnym wyzwaniem, będzie więcej.

Ale zagrożenie nie wszędzie jest takie samo.

W pewnym uproszczeniu wydzieliłbym trzy grupy zawodów. Do pierwszej zaliczyłbym profesje wymagające wysokiego poziomu pomysłowości, twórczości, intensywnej ludzkiej interakcji, gdzie emocjonalne aspekty kontaktu międzyludzkiego są niezbędne. To zawody wymagające takich aspektów człowieka, których software nie jest w stanie zastąpić.

Przychodzi na myśl wychowanie dzieci, szkolnictwo, opieka nad ludźmi i wszelkie usługi z tym związane. I oczywiście twórczość, rozrywka i sztuka. Maszyny, oprogramowanie nie sprostają tym zadaniom. My, ludzie, będziemy chcieli sami się tym zajmować. Ta wielka grupa zawodów jest w moim odczuciu niezagrożona przez roboty wyposażone w oprogramowanie.

A pozostałe?

Druga – dość liczna – grupa to zawody oparte o wiedzę i umiejętności łatwo poddające się opisowi za pomocą algorytmów. Są one łatwo zastępowalne przez maszyny i oprogramowanie. Software potrafi dziś na przykład fantastycznie radzić sobie z analizą i rozpoznawaniem obrazu. Jest już stosowany w badaniach radiologicznych do rozpoznawania chorób.

W diagnostyce może odwołać się do ogromnej bazy danych, której człowiek w krótkim czasie nie byłby w stanie przeanalizować. Program zrobi to dużo szybciej i lepiej od nas. Jest cała grupa takich zawodów. W tym obszarze będziemy konkurować z maszynami.

Mamy wreszcie trzecią grupę zawodów, w których zastosowanie rozwiązań opartych o rozszerzoną inteligencję jeszcze nie ma biznesowego uzasadnienia. Urządzenia są zbyt drogie w stosunku do zastosowań albo po prostu nie radzą sobie z takimi zadaniami. Na przykład poprawki krawieckie, usługi szewskie czy naprawy murarskie. Mamy już co prawda roboty, które odkurzą podłogę, ale jeszcze długo kompleksowe sprzątanie mieszkań będzie w rękach ludzi.

A co w dalszej przyszłości?

Tego nie wiem. Trudno dziś sobie wyobrazić, żeby zautomatyzowane zostało na przykład tworzenie ogrodów. Zastosowanie urządzeń opartych na rozszerzonej inteligencji do uprawy przemysłowej pewnie będzie możliwe z wykorzystaniem autonomicznych traktorów i dronów. Jednak tworzenie ogrodów, które ma charakter manualny i indywidualny, będzie trudne do zautomatyzowania.

Będziemy więc mieli zawody niemożliwe do zastąpienia przez rozszerzoną inteligencję, jak i takie, których automatyzacja będzie po prostu nieuzasadniona ekonomicznie. Wielu ludzi będzie musiało odpowiedzieć sobie na pytanie, jak w nowej rzeczywistości pokierować swoją karierą i w jakim kierunku się rozwijać.

Warto już dzisiaj rozmawiać o tym z młodzieżą, która idzie do liceów czy podejmuje studia, bo to właśnie oni zmierzą się z taką rzeczywistością. Ale trzeba też być dobrej myśli: 10 lat temu mało kto myślał o marketingu internetowym, zawodzie analityka danych czy specjalisty od rozwiązań chmurowych. Te wyzwania mogą być pozytywne dla twórczych, aktywnych ludzi. Dlatego warto, aby byli na nie przygotowani.

Rozmawiałem ostatnio z profesorami z Politechniki Warszawskiej, którzy mówili, że rynek sygnalizuje zapotrzebowanie na pracowników średniej czy wręcz niskiej klasy. A tacy ludzie stracą pracę w ciągu kolejnych 10 lat, bo ich kompetencje też z czasem przejmie SI. Czy coś na to można poradzić?

Spójrzmy na to w trochę szerszym kontekście. Rewolucja przemysłowa, która nadchodzi, wywrze wpływ na każdy obszar naszego życia. Zmienią się stosunki pracodawca – pracownik, zresztą one już się intensywnie zmieniają.

Kiedyś syn szewca był szewcem, córka krawcowej krawcową. Jak ktoś wybrał zawód, to wykonywał go przez całe życie. Gdy w 1994 roku rozpoczynałem pracę w AT&T, panowało przekonanie, że jeśli ktoś trafił do dużej firmy, to do emerytury miał tę pracę zapewnioną. Ta iluzja została zweryfikowana na przełomie wieków. Spowolnienie gospodarki światowej uzmysłowiło nam dobitnie, że ten model już nie funkcjonuje i trzeba być przygotowanym na zmiany. A tempo zmian z wykorzystaniem informatyzacji ulega przyspieszeniu!

Na czym dokładnie będą polegały te zmiany?

Mówi się, że człowiek, który dzisiaj trafia na rynek pracy, będzie w życiu wykonywał od trzech do pięciu różnych zawodów. Wyróżnikiem każdej osoby w walce o zatrudnienie stanie się unikalne połączenie kompetencji. To będzie inny rynek pracy niż obecnie. Sądzę, że powstanie sieć zasobów zawodowych (na zasadzie dzisiejszej sieci internetowej), do której pracodawcy będą sięgać, szukając kompetencji potrzebnych w danym przedsięwzięciu.

Już dzisiaj coraz częściej pracownicy są zatrudniani do realizacji projektów. Etat coraz rzadziej kojarzy się ze stanowiskiem, a coraz częściej z projektem. Pracownicy będą się łączyli w grupy zadaniowe, realizowali projekty, a potem poszukiwali innego zadania. Internet powoduje, że bliskość geograficzna przestaje mieć pierwszorzędne znaczenie przy wyborze pracy.

Są programy, które mają zaawansowane metody rozpoznawania mowy czy obrazu, błyskawicznego przeszukiwania ogromnych ilości informacji, na podstawie których „podejmują decyzje”. Taki software może mieć najprzeróżniejsze zastosowania. Nazywam je rozszerzoną inteligencją, bo pomagają człowiekowi w jego codzienności, niejako uzupełniając jego naturalną inteligencję

Wracając do poprzedniego pytania: możemy sobie wyobrazić, z jakim wyzwaniem spotkają się programiści, gdy zaawansowane programy będą w stanie same tworzyć proste narzędzia i zapotrzebowanie na „cyfrowych rzemieślników” zniknie. Tym ludziom trzeba uświadomić, że za paręnaście lat będą musieli zdobywać nowe kompetencje. Jestem zwolennikiem społecznej odpowiedzialności inżynierów. Jako inżynierowie teleinformatycy musimy być świadomi zmian społecznych, do których doprowadzą wdrażane przez nas technologie. Powinniśmy dzisiaj dyskutować w izbach przemysłowych razem z administracją publiczną i samorządową o tym, jak przygotować młode pokolenia do tych zmian, żeby one były dla nich szansą na rozwój.

Jak można się do tego przygotować?

Bardzo ważne, żeby jak największa liczba studentów kontynuowała wykształcenie do poziomu magisterskiego i dalej doktorskiego. Te poziomy kształcenia gwarantują konkurencyjność w dobie rozszerzonej inteligencji. Oczywiście okres studiów jest bardzo ważny ze względu na zdobywaną w tym czasie wiedzę. Ale dużo istotniejszy jest potencjał kreatywny, który w tym czasie rozkwita dzięki przebywaniu w środowisku rówieśników równie inteligentnych i pomysłowych.

Mam rodzinę, która mieszka w Skandynawii, i z ciekawością przyglądam się tamtejszym praktykom. Uczy się tam dzieci współpracy, kreatywności, zaradności, gotowości do zaakceptowania zmiany i otwartości na nieustającą naukę. Nacisk na wiedzę i twarde kompetencje wydaje się mniejszy. One oczywiście też są potrzebne, ale w przyszłości dużo bardziej potrzebne będą te elementy, które stanowią o nas jako ludziach.

Dziś w szkole przekazujemy dzieciom wiedzę, a na zajęciach praktycznych
– umiejętności posługiwania się piłą czy maszyną do szycia. A powinniśmy uczyć je, jak praktycznie i etycznie używać narzędzi software’owych, czyli m.in. rozszerzonej inteligencji.

Podczas Forum TIME padło stwierdzenie, że przegraliśmy z Chinami i z USA w kategorii platform B2C, natomiast wciąż mamy szansę na to, żeby rozwijać rozwiązania przemysłowe (B2B). Co jest dziś największym wyzwaniem dla Europy?

Ja bym tego tak nie klasyfikował. Gdy coś się dzieje dookoła mnie, to staram się unikać analizy tego w kategoriach, czy wygrałem, czy przegrałem. Pytanie brzmi, jak my, Polacy, jak Europa jest w stanie na tym skorzystać. Globalizacja nie jest odpowiedzią na wszystko, co się zdarzy w przyszłości. Globalne platformy przychodzą z ujednoliconymi rozwiązaniami, ale zawsze będzie duża przestrzeń dla firm, które rozumieją lokalną mentalność, kulturę, specyfikę.

To szansa dla nas?

Tak. Na przykład język polski jest szalenie trudnym językiem do opanowania przez komputery. Powstają więc narzędzia rozpoznawania mowy w języku polskim w Polsce właśnie. Powstają zastosowania rozszerzonej inteligencji oparte o nasze rozwiązania. Musimy się nauczyć, jak wykorzystać nasze lokalne przewagi i wesprzeć je globalnymi trendami. To nie są byty przeciwstawne.

Jako kraj mamy duże zaległości do nadrobienia w obszarze informatyzacji gospodarki w porównaniu z krajami wysoko rozwiniętymi. Jeśli natomiast patrzymy na otwartość naszego społeczeństwa na innowacje, prędkość przyswajania nowych technologii, to nie mamy się czego wstydzić

Wiele międzynarodowych korporacji umiejscowiło swoje centra kompetencyjne w Polsce. One widzą sens działania i szansę rozwoju na polskim rynku. Tworzą inkubatory i laboratoria biznesu, poszukując lokalnych pomysłów i innowacji. Powinniśmy zastanowić się, w jaki sposób wesprzeć działania naszych lokalnych podmiotów, by stały się one ciekawymi partnerami. Powinniśmy tak rozwijać polski, a co za tym idzie – europejski rynek, żeby Polska w Europie, a Europa na świecie była interesującym partnerem.

To wystarczy?

Mamy gigantyczny potencjał w naszych uczelniach wyższych. Absolwenci z Polski są rozchwytywani na Zachodzie ze względu na swoje kompetencje twarde i miękkie. Jako kraj mamy duże zaległości do nadrobienia w obszarze informatyzacji gospodarki w porównaniu z krajami wysoko rozwiniętymi. Jeśli natomiast patrzymy na otwartość naszego społeczeństwa na innowacje, prędkość przyswajania nowych technologii, to nie mamy się czego wstydzić.

Wykorzystajmy tę pozytywną energię. W ramach izb, uczelni, instytucji samorządowych i w kontaktach z administracją powinniśmy kontynuować naszą dyskusję o tym, co robić, aby ten potencjał twórczy wzmocnić. Jak na przykład zwiększyć szanse polskich start-upów, żeby nie uległy marginalizacji w przemyśle 4.0 i zajęły równorzędne, partnerskie miejsce na globalnym rynku.

Nowy raport Digital Poland pt. „Map of the Polish AI” jest zbieżny z tym, co pan mówi. Potencjał SI jest w Polsce duży, zagraniczne firmy są gotowe zakładać tutaj swoje centra badawczo-rozwojowe i budować kapitał intelektualny. Gorzej z zainteresowaniem nią na krajowym rynku. Szczególnie spółki skarbu państwa są powściągliwe, jeśli chodzi o innowacyjność. Mówi się, że przez inwestycje mogłyby one dużo zrobić dla rozwoju start-upów, ale się boją. Czy jest jakiś sposób, żeby to zadziałało?

Już dzisiaj mamy firmy rozpoznawalne na arenie międzynarodowej. Podam przykłady tylko trzech członków Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji: Asseco to firma o zasięgu globalnym, a Atende czy Globema skutecznie konkurują na arenie międzynarodowej. Ta lista nie jest zamknięta. W Izbie jest 130 firm, większość z nich o kapitale polskim, które odnoszą sukcesy także w obszarze SI czy prac badawczo-rozwojowych.
Ścieżka jest przetarta i jako Izba chcemy się dzielić naszymi międzynarodowymi i polskimi doświadczeniami. Zapraszamy do dyskusji, bo do zadań Izby należy działanie na rzecz rozwoju i zmniejszenia ograniczeń rynku teleinformatycznego w Polsce.

W szkole przekazujemy dzieciom wiedzę, a na zajęciach praktycznych umiejętności posługiwania się wiertarką czy elektryczną maszyną do szycia. Powinniśmy już teraz uczyć je, jak w przyszłości praktycznie – i etycznie! – użytkować software’owe narzędzia, czyli m.in. rozszerzoną inteligencję

Odpowiedzialność za proces wprowadzenie naszego kraju do przyszłości, którą jest gospodarka 4.0, spoczywa na wszystkich interesariuszach: administracji, samorządach, przedsiębiorcach, uczelniach. To jest nasza wspólna społeczna i biznesowa odpowiedzialność.

A czy nie powinniśmy pójść tropem krajów zachodnich, które, tworząc centra technologiczne, najpierw rozpoznają obszary strategiczne? Mówią: tutaj są kompetencje, więc inwestujemy. Wydaje się, że w Polsce tego jeszcze nie ma. To jest dobry kierunek?

Nie powiedziałbym, że w Polsce tego nie ma. Widzę bardzo dużo inicjatyw rządowych. Także lokalna administracja inicjuje powstawanie stref ekonomicznych, w których biznes może korzystać z wielu ułatwień. Skupiają się one w pobliżu większych, ale i mniejszych ośrodków akademickich. Międzynarodowe korporacje koncentrują tam swoje inwestycje, a dookoła kiełkują i rozwijają się polskie firmy współpracujące z tymi gigantami. Zdobywają umiejętności na światowym poziomie, wdrażają stosowne procedury, kulturę i etykę prowadzenia biznesu. Mówię o tym z mojego doświadczenia, bo przez 25 lat pracowałem dla międzynarodowych korporacji.

Wykorzystajmy te szanse, które mamy, bo obszarów kierunkowych jest bardzo dużo, choćby: magazynowanie energii, blockchain, internet rzeczy, rozszerzona inteligencja, inteligentne miasto, inteligentna wieś (temat, który leży odłogiem, a przecież walczymy z wykluczeniem). Najgorsze byłoby zanurzyć się w główny nurt i po prostu za nim nadążać. Wierzę, że jako kraj mamy wyższe aspiracje i oczekiwania. Powinniśmy w tym nurcie przyspieszyć, wzmacniając swoje kompetencje, budując swoją wartość i wygrywając przyszłość.

Czyli stawiamy na nisze. Nie odrzucamy tego, co się dzieje, ale szukamy specjalizacji.

To, co dzisiaj jest głównym nurtem, kiedyś było niszą.


*Andrzej Dulka – dr inż. nauk technicznych w dziedzinie automatyki, prezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji (PIIT) oraz Stowarzyszenia Inżynierów Komunikacji (SIT). Posiada wieloletnie doświadczenie zawodowe w zarządzaniu korporacjami w obszarze wysokich technologii i telekomunikacji. Z branżą teleinformatyczną związany od 25 lat, pracował w AT&T, Lucent Technologies, Alcatel-Lucent i Nokia. Był prezesem i dyrektorem zarządzającym sprzedażą dla Europy Centralnej i Wschodniej w Alcatel-Lucent Polska.

Członek Rady Dyrektorów FITCE (Europejskiej Federacji ekspertów ICT, telekomunikacji i mediów) oraz wiceprzewodniczący Sekcji przy Komitecie Elektroniki i Telekomunikacji Polskiej Akademii Nauk

W 2010 r. na wniosek Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi za zaangażowanie w działalność na rzecz budowania nowoczesnego społeczeństwa informacyjnego w Polsce. Dodatkowo został wyróżniony tytułem Lidera Polskiej Teleinformatyki. Laureat nagrody „Złotego Cyborga”.

Skip to content