Technologie, które dziś służą zwalczaniu koronawirusa, jutro mogą służyć manipulowaniu nami – ostrzega Yuval Noah Harari, historyk, filozof i wizjoner

W czasach kryzysu obywatele i rządy muszą podejmować szybkie decyzje, jednak wiele z nich zostaje z nami na długie lata. Zmiany wprowadzane w kryzysie mogą wpływać na różne wymiary naszego życia – lokalnego i globalnego. Jeśli nie chcemy obudzić się za parę lat w świecie zupełnie nieprzypominającym tego, który znamy, trzeba przyjrzeć im się bliżej – przestrzega na łamach „Financial Times” Yuval Noah Harari.

Dlaczego to takie ważne? Bo tymczasowe rozwiązania mają tendencję do trwania znacznie dłużej, niż zakładamy. Choć od zamachów z 11 września 2001 r. upłynęło niemal 20 lat, ich ślady wciąż są obecne w naszej codzienności. Chodzi nie tylko o wzmocnione kontrole na lotniskach czy w niektórych urzędach. W 2013 r. Edward Snowden ujawnił zakres inwigilacji prowadzonej przez amerykańską National Security Agency. Inwigilacji rozbudowywanej od 11 września i nieograniczającej się bynajmniej do osób podejrzewanych o związki z terroryzmem.

Globalny eksperyment

W czasie pandemii cały świat decyduje się na rozwiązania ograniczające w jakimś stopniu wcześniej obowiązujące procedury. Różnice między stanem epidemii a stanem wyjątkowym są tu mniej istotne niż ogólna zasada działania. To, co w normalnych warunkach wymagałoby rozwagi właściwej demokracji deliberatywnej, teraz jest wdrażane w trybie ekspresowym.

Bierzemy dziś udział w globalnym eksperymencie – wnioskuje Harari. Czy trzeba wyjaśniać, kim są zwierzęta, na których się ten eksperyment przeprowadza?

Jego zdaniem stoimy dziś przed dwoma fundamentalnymi wyborami. Pierwszy dotyczy relacji między jednostką/społeczeństwem a państwem. Drugi – relacji między państwami narodowymi a wspólnotą światową.

Gdy władza mierzy ci gorączkę

W czasach kryzysu społeczne lęki dają o sobie znać ze wzmożoną siłą. Obawa przed niewiadomą sprawia, że myślimy mniej rozważnie niż na co dzień i jesteśmy skłonni do pochopnych decyzji, byle tylko zyskać większe poczucie bezpieczeństwa. Z historii wiadomo, że wiele przewrotów dokonywało się właśnie w chwilach osłabienia państwa – wystarczy wspomnieć przejęcie władzy przez Hitlera w trawionej kryzysem Republice Weimarskiej czy wybuch Rewolucji Październikowej w osłabionej I wojną światową Rosji.

Podobnie może być i dziś, choć powinniśmy obawiać się nadejścia nie kolejnego dyktatora, ale raczej nowych narzędzi społecznej inwigilacji.

Sztab wyborczy chce wiedzieć, jak elektorat reaguje na kandydata? Wystarczy sprawdzić, kogo wprowadza w dobry nastrój, a komu podnosi ciśnienie

Zdaniem Harariego władze w różnych państwach mogą zechcieć wykorzystać nowe technologie, by monitorować rozprzestrzenianie się wirusa w populacji. Kontrolowanie stanu zdrowia obywateli za pomocą narzędzi umożliwiających np. zdalny pomiar pulsu czy temperatury ciała znacznie ułatwiłoby identyfikowanie zarażonych osób.

Bez trudu można wyobrazić sobie, jak wyglądałoby to w państwach takich jak Chiny, choć i w krajach Zachodu podobne narzędzia mogłyby zyskać popularność. Gdyby miały pomagać tylko w walce z pandemią, wszyscy byliby szczęśliwi.

Sęk w tym, zaznacza Harari, że dostęp do narzędzi monitorujących w czasie rzeczywistym nasz stan zdrowia mógłby zostać wykorzystany nie tylko do bezpośredniego zwalczania zarazy. W grę wchodzi także przeciwdziałanie innym chorobom, które mogłyby się pojawić – a stąd już prosta droga do permanentnego monitoringu. Raz wprowadzone rozwiązanie mogłoby się bowiem przyjąć na tyle dobrze, że trudno byłoby z niego zrezygnować. Można wręcz przypuszczać, że wiele osób chętnie by z niego korzystało bez odgórnego przymusu.

Ryzyko tkwi w tym, kto i jak wykorzystywałby dane na temat naszego samopoczucia.

Cambridge Analytica na sterydach

Autor „Homo Deus” zwraca uwagę, że takie dane, jak puls czy temperatura ciała, mogą być użyte nie tylko do diagnozowania naszego stanu zdrowia, lecz także do analizy naszych reakcji na różne zjawiska i bodźce – na przykład pochodzące z treści konsumowanych w mediach. W erze big data bez trudu można by skorelować dane pochodzące z naszych smartfonów, komputerów czy inteligentnych telewizorów z czujnikami rejestrującymi reakcje naszego organizmu.

Sztab wyborczy chce wiedzieć, jak elektorat reaguje na kandydata? Wystarczy sprawdzić, kogo wprowadza w dobry nastrój, a komu podnosi ciśnienie. Takie dane byłyby kopalnią informacji na nasz temat i dawały nieograniczone możliwości manipulowania nami. Przy tym manipulacje wyborcze Cambridge Analytica wyglądałyby jak niewinna igraszka.

Taki scenariusz jest prawdopodobny, ostrzega Harari – choć wcale nie musi się zrealizować. Nowe technologie to bowiem także szansa na większe upodmiotowienie obywateli.

Szczepionka na lęk

Być może niebawem usłyszmy, że jedyna możliwa alternatywa winna brzmieć: zdrowie albo nadzór. Ale to będzie alternatywa fałszywa, przekonuje Harari. Mamy bowiem prawo do jednego i drugiego. Aby nie ulec zakusom władzy do nadużywania swoich przywilejów, nie możemy ulegać histerii i musimy myśleć racjonalnie.

Warunkiem powodzenia jest zaufanie. Zaufanie do naukowców, rządzących i mediów. Skąd je brać w świecie pełnym fake newsów? Wiele zależy od naszych własnych decyzji.

Ufajmy tylko wiarygodnym źródłom. Słuchajmy krytycznie, starając się oddzielić demagogię od faktów. Sprawdzajmy dostępne dane, do których dzięki rozwojowi nowych mediów dużo łatwiej dziś dotrzeć. Fakt, takie podejście wymaga od nas większego zaangażowania i wysiłku, jednak tylko w ten sposób możemy uodpornić się na wirusa lęku, który namnaża się równolegle z koronawirusem.

Pomysł Harariego przypomina recepty sformułowane niedawno przez Jamiego Bartletta, autora książki „Ludzie przeciw technologii”. Jego zdaniem w erze spotęgowanej dezinformacji mamy obywatelski obowiązek myśleć krytycznie. Zwalniając się z niego, rezygnujemy w jakiejś mierze z przysługujących nam praw. A wtedy nie dziwmy się, że tak łatwo nami manipulować.

Ale robotę do wykonania mają nie tylko zwykli obywatele. Ogromna odpowiedzialność spoczywa też na rządzących i mediach. To oni na co dzień decydują o tym, jaki model relacji ze społeczeństwem chcą tworzyć – partnerski czy patriarchalny. W tym pierwszym ufa się ludzkiemu rozsądkowi i kładzie nacisk na wspólne dążenie do jednego celu. W drugim brakuje zaufania, a dążenie w pożądanym kierunku jest możliwe tylko dzięki odgórnej kontroli.

Na globalny kryzys – globalna współpraca

Skutki pandemii to nie tylko setki tysięcy chorych na całym świecie, ale również szok dla światowej gospodarki. Takie wyzwania wymagają globalnej współpracy – przekonuje Harari – bo tylko tak możemy rozwiązać problemy.

Niestety, w ostatnich latach coraz mniej myśleliśmy o wspólnocie, a coraz bardziej o sobie. A myślenie o własnych interesach, gdy świat mierzy się z pandemią i kryzysem, jest najgorszym rozwiązaniem. Ocalić może nas tylko globalna solidarność.

Ufajmy tylko wiarygodnym źródłom. Słuchajmy krytycznie, starając się oddzielić demagogię od faktów. Sprawdzajmy dostępne dane

Na czym miałaby polegać? Choćby na otwartym dzieleniu się informacjami czy międzynarodowym, skoordynowanym wytwarzaniu sprzętu medycznego i dzieleniu się nim zgodnie z potrzebami.

Inną ważną kwestią powinno być porozumienie na temat transportu lotniczego, umożliwiające podróż między państwami osobom, w których przypadku jest to uzasadnione – politykom, lekarzom czy dziennikarzom. Oczywiście po wcześniejszym poddaniu ich testom.

Wreszcie przywództwo. Świat potrzebuje dziś lidera, mówi Harari, a Stany Zjednoczone, które dotychczas odgrywały taką rolę, nie są chętne do wzięcia na siebie tej odpowiedzialności. Dlatego inne państwa muszą dążyć do współpracy, która pozwoliłaby im skoordynować międzynarodowe działania.

Idealizm sceptyka

Postulaty Harariego przedstawione na łamach „Financial Times” są szczytne, ale dość idealistyczne. To dość zaskakujące w przypadku autora, który nierzadko przedstawiał człowieka jako istotę silnie zdeterminowaną i łatwo ulegającą manipulacji.

Czy zmiana, o której pisze Harari – tak wśród jednostek, jak zbiorowości – może się powieść? Rozsądek podpowiada umiarkowany sceptycyzm, choć trzeba robić wszystko, by się udało. Mamy szansę odnieść podwójne zwycięstwo: nie tylko nad wirusem, ale i nad poglądem, który sprowadza nas do roli marionetek sterowanych przez niekontrolowane przez nas siły.


Artykuł na podstawie: „Yuval Noah Harari: the world after coronavirus”, „Financial Times”


Skip to content