• Kai-Fu Lee: W globalnym wyścigu technologicznym Chińczycy są skazani na sukces
  • Co daje Chinom przewagę? Więcej danych, supernadzór użytkowników sieci, twardsza gra rynku i polityka państwa
  • Europa ma świetne pomysły, ale jest raczej na straconej pozycji

Do niedawna chińską gospodarkę kojarzyliśmy głównie z podróbkami znanych marek i tanią siłą roboczą.

Dziś Państwo Środka wyrosło na technologiczną potęgę, która szczególnie dobrze radzi sobie ze sztuczną inteligencją. Chiny stały się na tyle mocne, że niedługo mogą zostać światowym liderem SI, deklasując obecnego gracza nr 1, czyli USA, o Europie nie wspominając. Jak to możliwe?

Pożytki z zapóźnienia

Kai-Fu Lee – chińsko-amerykański przedsiębiorca, inwestor i były prezes Google China – w książce AI Superpowers. China, Silicon Valley, and the New World Order opisuje współczesny układ sił na światowym rynku SI.

Sukces w tym obszarze, przekonuje Lee, zależy dziś przede wszystkim od czterech czynników: dostępu do wielkiej ilości danych, żądnych zwycięstwa przedsiębiorców, armii wyspecjalizowanych w SI naukowców oraz prorozwojowej polityki państwa. Tak się składa, że Chiny mają tego wszystkiego pod dostatkiem.

Dane zbierane w Chinach cechuje nie tylko ich ogromna ilość, ale także jakość. Pozwalają na precyzyjny wgląd w zachowania użytkowników

Ogromne zasoby danych łatwo w przypadku Chin uznać za naturalną konsekwencję wielkości populacji. To rzeczywiście ważny element, lecz niejedyny. Lee twierdzi, że kluczowe znaczenie ma tutaj specyfika chińskiego internetu. Co go charakteryzuje?

Przede wszystkim dominacja smartfonów jako narzędzi dostępu do sieci. Po drugie, wysoki stopień zintegrowania poszczególnych funkcjonalności. Najlepszy przykład to WeChat – komunikator tylko z nazwy, faktycznie zaś superaplikacja służąca setkom milionów ludzi jako wielousługowa platforma. Wreszcie – wielka popularność płatności mobilnych.

Te trzy komponenty sprawiają, że dane zbierane w Chinach cechuje nie tylko ich ogromna ilość, ale także wysoka jakość. Pozwalają na precyzyjny wgląd w zachowania użytkowników. Nie ograniczają się bowiem do rejestrowania ich aktywności online, ale dotyczą wielu sfer świata rzeczywistego (zakupów, wizyt lekarskich, zamawiania jedzenia, taksówek itp.).

Co paradoksalne, taki model korzystania z internetu nie świadczy o szczególnym upodobaniu Chińczyków do nowinek technicznych. Jest raczej efektem technologicznego zapóźnienia. Chiny nie przeszły ewolucji informacyjnej na podobnej zasadzie co społeczeństwa zachodnie. Pecety, telefonia stacjonarna czy karty kredytowe były tam rzadkością.

W rezultacie nowe i wygodne rozwiązania przyjęły się błyskawicznie, bo nie musiały wypierać wcześniejszych technologii.

Chińscy gladiatorzy

Traktowane przez nas z lekceważeniem podróbki to jeszcze jedna składowa dzisiejszego sukcesu Chin. Także w dziedzinie technologii cyfrowych wszystko zaczęło się od kopiowania zachodnich pomysłów. Było to laboratorium nowoczesnej chińskiej gospodarki. Zapóźnieni technologicznie Chińczycy nie mieli wyjścia i musieli korzystać z cudzych wzorów. Wielu przedsiębiorców robiło to zresztą zupełnie bezwstydnie, powielając jota w jotę pomysły z zachodnich serwisów. Ale na tym nie skończyli.

Kai-Fu Lee na Global Mobile Internet Conference w Pekinie, 27.04.2017

Wprowadzając na lokalny rynek skopiowane z Zachodu rozwiązania, chińscy przedsiębiorcy uczyli się nie tylko cyfrowych technologii, lecz także reguł wolnorynkowej konkurencji. A ta jest w Chinach nieporównanie bardziej bezlitosna niż w innych częściach globu.

Taki poligon doświadczalny wyeliminował najsłabszych, pozostawiając przy życiu tylko najbardziej zahartowanych w bojach graczy. Lee nazywa ich chińską armią gladiatorów. To właśnie oni mieli niebawem wejść w szranki ze swoimi konkurentami z Zachodu. Zanim do tego doszło, zdążyli jeszcze udoskonalić zachodnie pomysły oraz stworzyli własne, lepiej dostosowane do potrzeb lokalnego rynku.

Wielki Brat patrzy życzliwie

Rozwój narzędzi sztucznej inteligencji nie nabrałby w Chinach tak zawrotnego tempa, gdyby nie jeszcze jeden czynnik: proinnowacyjna polityka państwa.

W 2014 r. przyjęto tam politykę powszechnej innowacji i przedsiębiorczości, która zaowocowała lawinowym przyrostem nowoczesnych inicjatyw w całym kraju. Centralnie zadekretowane pomysły ochoczo podchwyciły władze lokalne. Stymulując rozwój technologiczny u siebie, mogły się wykazać przed szefami z Pekinu.

W efekcie jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać specjalne strefy dla przedsiębiorców (najbardziej znana z nich to Shenzhen), którzy mogli również korzystać z finansowania dynamicznie rozwijających się funduszy typu venture capital.

Ortodoksom wolnego rynku takie scentralizowane działania chińskich władz mogą się wydawać grzechem śmiertelnym. Istotnie, Lee przyznaje, że w poszczególnych wypadkach bywają one dalekie od ideału wydajności. Tym jednak, co liczy się tu najbardziej, jest bilans końcowy. A ten dowodzi, że chińskie podejście jest w skali makro skuteczne.

Rozwój nowych technologii jest chińskim władzom bardzo na rękę. Stymulując wzrost gospodarczy i innowacyjność, pomaga trzymać w ryzach niemal półtora miliarda obywateli

Politykę przyjazną rozwojowi technologii opartych na big data i sztucznej inteligencji tłumaczą w Chinach także przyczyny inne od ekonomicznych.

Autor AI Superpowers nie eksponuje tego wątku, jednak inni komentatorzy zauważają, że technologie oparte na SI – tak w wersji online, jak w przypadku internetu rzeczy – dają władzom Chińskiej Republiki Ludowej zaawansowane narzędzia społecznej inwigilacji.

Świadczy o tym choćby zainicjowany w 2014 r. System Społecznego Zaufania, który umożliwia monitorowanie zachowań jednostek oraz przedsiębiorstw i przyznawanie odpowiedniej do zaobserwowanych zachowań oceny. Jest ona potem udostępniana innym firmom i agendom rządowym. Dobra pozycja w rankingach daje w przypadku danej osoby szansę np. na wzięcie pożyczki czy rezerwację lotu, przedsiębiorstwom zaś pozwala korzystać z kontraktów rządowych. Jeśli jednak ktoś trafi na czarną listę, łatwo ograniczyć mu te możliwości.

Oficjalnie celem tych systemów jest zwiększenie jawności w sprawach publicznych, handlowych czy związanych z sądownictwem. W praktyce mogą być one wykorzystywane do tłumienia zachowań niezgodnych z polityką partii rządzącej. Jedno jest pewne: rozwój nowych technologii jest chińskim władzom bardzo na rękę. Stymulując wzrost gospodarczy i innowacyjność, pomaga zarazem trzymać w ryzach niemal półtora miliarda obywateli – to wyjątkowo zintegrowany ekosystem.

Koniec ery ekspertów

Jedną z cech charakterystycznych dzisiejszej rewolucji w obszarze SI jest zdaniem Lee przejście od ery odkryć i wiedzy eksperckiej do ery wdrożeń oraz danych.

Na czym polega ta zmiana? Kluczowym momentem dla rozwoju SI było w ostatnich latach odkrycie głębokiego uczenia (deep learning), które dokonało się w USA i Wielkiej Brytanii – krajach dysponujących najlepszymi specjalistami w dziedzinie uczenia maszynowego.

Jednak obecnie, gdy wyniki badań w tej dziedzinie są coraz szerzej dostępne, najnowsze rozwiązania szybko się upowszechniają. W takiej sytuacji ekspercka wiedza przestaje być warunkiem sukcesu, staje się nim zaś sprawne wdrożenie technologii i jej dalszy rozwój. A to zależy przede wszystkim od dostępu do danych o użytkownikach.

Wyjątkowa integracja świata online i offline oraz liczebność populacji sprawia, że Chiny dysponują obecnie największymi na świecie zasobami danych o zachowaniach konsumentów (obywateli). Działa tutaj zasada dodatniego sprzężenia zwrotnego: duża liczba danych powoduje usprawnienia systemowe, które pozwalają zbierać jeszcze więcej dobrych jakościowo danych, co owocuje kolejnymi usprawnieniami itd. W efekcie przewaga konkurencyjna wzrasta niemal wykładniczo.

Podobny mechanizm można zresztą zaobserwować także na rynkach zachodnich – Google pozostaje niemal poza konkurencją dlatego właśnie, że bez przerwy udoskonala swoje algorytmy, ćwicząc je na coraz większych zbiorach danych.

Chiny kontra reszta świata

Jakie są szanse na to, że Chiny zostaną światowym liderem SI? Zdaniem autora AI Superpowers bardzo duże, choć przyznaje on, że na razie wciąż pozostają w tyle za USA. Wiele zależy od tego, czy w najbliższym czasie nadejdzie kolejna rewolucja podobna do głębokiego uczenia.

Lee wątpi jednak w taki scenariusz. Uważa, że era wdrożeń oraz danych potrwa jeszcze na tyle długo, by pozwolić Chinom udoskonalać swoje rozwiązania. Pod tym względem Chiny mają nad USA istotną przewagę: bardziej elastyczne podejście.

Rozwiązania tworzone w Dolinie Krzemowej są zbyt jednorodne i niewystarczająco uwzględniają różnice pomiędzy użytkownikami z różnych części świata. Z kolei chińscy przedsiębiorcy świetnie radzą sobie z adaptacją i są bardziej wrażliwi na lokalne potrzeby.

Wedle Lee to właśnie sprawiło, że amerykańskie firmy zostały wyparte z chińskiego rynku.

Walcz, Europo!

A co z Europą? Jak Stary Kontynent wypada w wyścigu o dominację technologiczną? Odpowiedź Lee nie napawa optymizmem. Uważa on, że Europa nie ma szans zwyciężyć ze Stanami Zjednoczonymi i Chinami w obecnych dyscyplinach. Powinna raczej poszukiwać zupełnie nowych rozwiązań SI i starać się wdrażać je na jeszcze niezdominowanych rynkach, czyli w krajach słabo rozwiniętych.

Zła wiadomość jest taka, że oba supermocarstwa już aktywnie działają na tych terenach, budując swoje technologiczne przyczółki. Widać to szczególnie w Afryce, gdzie Chiny i USA od lat walczą o zmonopolizowanie lokalnych rynków z wykorzystaniem nowych technologii teleinformatycznych. Nie mamy zatem czasu do stracenia. Przewaga naszych konkurentów będzie tylko rosnąć.

Być może jednak nadzieja dla Europy tkwi w naszym podejściu do ochrony danych i inicjatywach zmierzających do stworzenia kodeksu etycznego SI? Rozwój technologii rodzi przecież wiele nowych problemów, na które nie ma gotowych odpowiedzi w istniejących systemach prawnych.

Według Lee w erze sztucznej inteligencji problemem będzie nie współzawodnictwo między państwami, ale kryzysy wewnętrzne. Przepaści, które powstaną między beneficjentami nowych technologii a resztą społeczeństwa, mogą się stać zarzewiem poważnych konfliktów

Europejskie ambicje w tym obszarze mogłyby uczynić z nas nie tylko pionierów prawodawstwa ery cyfrowej, ale także zainspirować powstanie nowych rozwiązań technologicznych.

Lee wątpi jednak i w ten scenariusz, choć zarazem widzi sens europejskich inicjatyw, które koncentrują się na użytkownikach nowych technologii. Jego zdaniem nie sposób bowiem myśleć o przyszłości cyfrowej gospodarki bez jednoczesnego myślenia o ludziach. Sęk w tym, że efekty społeczne dzisiejszych zmian nie są jeszcze powszechnie uświadamiane.

Książkę Lee kończy znamienna przestroga: w erze SI prawdziwym problemem będzie nie współzawodnictwo między państwami, ale kryzysy wewnętrzne.

Przepaści, które powstaną między beneficjentami nowych technologii a resztą społeczeństwa (np. w rezultacie bezrobocia wynikającego z automatyzacji), mogą się stać zarzewiem poważnych konfliktów.

Dlatego Lee apeluje o zmianę sposobu myślenia o człowieku. Uważa, że era oceny ludzkiej wartości przez pryzmat zajmowanej pozycji zawodowej musi dobiec końca.

Które prognozy Kai-Fu Lee były trafne, przekonamy się już niebawem na własnej skórze.


Kai-Fu Lee, AI Superpowers. China, Silicon Valley, and the New World Order, Boston – New York 2018