Przed epidemią COVID-19 zdalna edukacja była czymś, z czego tylko zdarzało nam się korzystać: dla urozmaicenia, w czasie choroby, podczas podróży. Nagle stała się jedynym wyjściem z sytuacji

Od środy 25 marca oficjalnie ruszyła w Polsce edukacja zdalna po zamknięciu dwa tygodnie temu szkół z powodu epidemii koronawirusa. Do tej pory, przez pierwszy okres edukacji domowej, nauczyciele wysyłali uczniom przez Librusa lub Vulkana – najbardziej popularne dzienniki elektroniczne – listę zadań do zrobienia i linki do materiałów. Były to jednak materiały, które dzieci przerabiały już wcześniej w szkole. Od 25 marca nauczyciele muszą zacząć realizować podstawę programową, robić sprawdziany, wystawiać oceny.

W ciągu dwóch tygodni obciążenie Librusa, z którego korzysta prawie połowa polskich szkół, wzrosło o kilka tysięcy procent. Na problemy techniczne nie trzeba było długo czekać. Już w środę, pierwszego dnia obowiązkowej nauki zdalnej, przez kilka godzin nie można się było na ten portal zalogować, a teraz to podstawowy sposób komunikowania się ucznia z nauczycielem. Trwają gorączkowe prace nad zwiększeniem przepustowości.

Do tej pory zdalna edukacja była czymś, z czego tylko zdarzało nam się korzystać: dla urozmaicenia, w czasie choroby, podczas podróży. Nagle stała się jedynym wyjściem z sytuacji.

Cyfrowy sezam

Dla nauczycieli ta sytuacja to ogromne wyzwanie. Niektórzy są do tej próby świetnie przygotowani – wielu używało już w swojej pracy różnych narzędzi technologicznych, żeby urozmaicać uczniom naukę. Ale wielu nie ma jeszcze takich doświadczeń. Dla nich to szok technologiczny i metodyczny.

By ich wspomóc, Ministerstwo Cyfryzacji uruchomiło 16 marca platformę gov.pl/zdalne lekcje, która jest dostosowana do realizowanej w szkołach podstawy programowej. To propozycje zajęć dla każdej klasy szkoły podstawowej i średniej, dla tych idących starym systemem i dla tych, którzy idą nowym. Na bieżąco, z tygodnia na tydzień, zbierane są tam ogólnodostępne materiały z sieci, zarówno z dużych projektów, takich jak e-podręczniki czy scholaris.pl, jak również z mniejszych platform, na przykład z lekcjewsieci.pl – platformy stworzonej oddolnie przez nauczycieli.

To ogromne zasoby materiałów szkolnych. Nie pokrywają się w 100 procentach z podstawą programową – to udało się jedynie w kilku krajach, m.in. w Holandii – ale z jej znakomitą większością. Na stronie ministerstwa te bezkresne zasoby internetowe są zebrane i posegregowane.

„Chcemy ułatwiać i podpowiadać” – pisze na stronie Ministerstwa Cyfryzacji szef resortu Marek Zagórski. „Aby znalezienie interesujących materiałów na naszej stronie było prostsze, ułożyliśmy je w formie swoistego planu lekcji dla wszystkich klas, niezależnie od etapu edukacji. Stale przeczesujemy internet w poszukiwaniu ciekawych zasobów. To, co znajdziecie na naszej stronie, to efekt tych poszukiwań”.

Propozycje scenariuszy lekcji, okraszone dodatkowymi materiałami, są wielkim ułatwieniem dla nauczycieli, ale równie dobrze mogą z nich korzystać sami uczniowie lub rodzice pomagający w domowej nauce, którzy chcą sobie szybko przypomnieć, jak się oblicza pola trójkąta…

Kryzys to szansa

– Jak pan ocenia platformę stworzoną przez Ministerstwo Cyfryzacji? – pytam Kamila Śliwowskiego z Centralnego Domu Technologii (placówki edukacyjnej powstałej z inicjatywy Polskiego Funduszu Rozwoju).

– Biorąc pod uwagę to, jak szybko powstała – zaledwie w kilka dni – naprawdę można uznać ją za sukces. Jest przyjazna i użyteczna. Nauczyciele, którzy mają teraz bardzo mało czasu i są pod dużą presją, bardzo potrzebują takich podpowiedzi, takiego wsparcia. Dobrze też, że ministerstwo otworzyło się na sugestie użytkowników, którzy mogą wysyłać swojej własne propozycje – odpowiada.

– Sprawdzałam program matematyki dla szóstej klasy szkoły podstawowej. Lekcję geometrii, którą ministerstwo zaplanowało na wczoraj, moja córka przerabiała w szkole dwa miesiące temu.

– No właśnie. Tu niestety pojawia się problem. Nauczyciele pracują w różnym tempie i każdy z nich może być w innym miejscu realizacji podstawy programowej. Z każdym kolejnym dniem i tygodniem coraz bardziej jasne się staje, że edukacja zdalna musi być bardziej elastyczna. Projekt jest dobry i szybko zrealizowany, ale to tylko pierwszy krok. Musimy pójść dalej.

– W jakim kierunku?

– Uważam, że oprócz sugestii lekcji na dany dzień, oprócz linków do materiałów z KhanAcademy.org albo Pistacji.tv, na stronie powinny się także znaleźć informacje dla nauczycieli, w jaki sposób mają poprowadzić taką lekcję. Trzeba dać im nie tylko same zasoby, ale pomóc wybrać narzędzia i metody do pracy. Jakie narzędzie będzie najlepsze do pracy z moją klasą, dla potrzeb moich i uczniów? Nauczyciele uczą się teraz wybierania najlepszych dla siebie narzędzi bądź tworzenia własnych. Na przykład: „Jak zrobić quiz dla moich uczniów?”. „Jak przeprowadzić lekcje wideo?”. Takie podpowiedzi od lat zbierają już grupy i blogi nauczycieli, np. Superbelfrzy.

Wszyscy się dzięki tej epidemii wiele nauczymy. Nie tylko nauczyciele zyskają kompetencje cyfrowe, dzieci i ich rodzice również. Administracja rządowa dowie się przy okazji więcej na temat tego, jak wygląda praca nauczyciela i dlaczego cyfryzacja edukacji do tej pory była tak trudna

– Jak sprawić, by dzieci wytrzymały te długie, samotne godziny przed ekranem komputera? Starsi znoszą to lepiej, ale dla wielu młodszych dzieci to katorga.

– Edukacja zdalna nie może być przełożeniem jeden do jednego tego, co się działo w szkole. To nie mogą być lekcje jedna po drugiej, przez 7 czy 8 godzin. Pomijając kwestię osobistego komputera, jaki musiałby wtedy mieć każdy uczeń, to dzieci spędzałyby wtedy zbyt wiele godzin przed komputerem. To byłoby zbyt frustrujące i niezdrowe. Nauczyciel nie musi prowadzić lekcji przez 45 minut, tak jak to robił w szkole. Może uczyć uczniów korzystania z zasobów internetowych, a sam być dla nich wsparciem i mentorem. Może na przykład przez dwie godziny w tygodniu dyskutować razem z nimi o najtrudniejszych zadaniach, które mieli wykonać samodzielnie. Ze starszymi klasami to na pewno jest do zrobienia, może być nieco kłopotliwe w przypadku młodszych dzieciaków. W edukacji zdalnej niezwykle ważne jest zresztą odpowiednie motywowanie uczniów do samodzielności.

– Co jest największym wyzwaniem dla nauczycieli?

– Zdobycie tych kompetencji, przetestowanie narzędzi, wybór metod i zbudowanie z uczniami relacji online chwilę zajmie. Takie narzędzia jak Teams, Hangouts czy Zoom z technicznego punktu widzenia udźwigną połączenie 30 osób z klasy, ale na pewno wyzwaniem dla nauczyciela jest moderowanie takiego spotkania. Tego wszystkiego większość nauczycieli będzie się teraz dopiero uczyć.

W takim okresie ważne jest, aby nie mieli zbyt wielu narzuconych wymogów formalnych, takich jak ocenianie. Uczniowie i rodzice potrzebują zaś wsparcia w tym, jak poradzić sobie ze stresem tak szybko wprowadzanych zmian. Bardzo ważne jest zbudowanie dobrych relacji i poczucia bezpieczeństwa. Bez takiej przestrzeni na popełnianie błędów nauka kompetencji przyszłości jest bardzo trudna i nieefektywna. Powinniśmy pamiętać o tym, również ucząc online.

– Większość polskich uczniów ma na szczęście dostęp do internetu i komputera, choć bywa, że jest to jedyny komputer na całą rodzinę. Istnieje jednak mniejszość, która go nie ma…

– Tak, to faktycznie moja największa obawa – o potencjalne wykluczenie cyfrowe części uczniów z kształcenia zdalnego z uwagi na posiadany sprzęt, specjalne potrzeby czy niepełnosprawność. Jednak jestem pewien, że i w ich przypadku ta wyjątkowa sytuacja przyspieszy zmiany. Wszyscy się dzięki tej epidemii wiele nauczymy. To dla nas bardzo ciekawa szansa. Nie tylko nauczyciele zyskają kompetencje cyfrowe; dzieci i ich rodzice również. Administracja rządowa dowie się przy okazji więcej na temat tego, jak wygląda praca nauczyciela i dlaczego cyfryzacja edukacji do tej pory była tak trudna, czego nam brakuje, by ją rozwijać. Musimy tylko wszyscy mieć świadomość, że nauka zdalna wcale nie jest łatwiejsza niż ta w szkole. I tego, że może być bardziej obciążająca i dla uczniów, i dla nauczycieli, i dla rodziców. Wszyscy jesteśmy w równie trudnej, kryzysowej sytuacji, ale to świetna okazja, żeby uczyć się i zmieniać system edukacji na lepszy, bardziej elastyczny. I nie chodzi tylko o to, żeby zapewnić dzieciom cyfrową edukację przez te półtora miesiąca, ale żeby te cyfrowe narzędzia i kompetencje zostały z nami na potem.

Szkoła przetrwania

Co by było, gdyby pandemia przyszła do nas 20 lat temu? Wtedy naprawdę świat stanąłby w miejscu, a skutki zarówno dla każdego z nas indywidualnie, jak dla całych społeczeństw byłyby nieporównywalnie groźniejsze. O powszechnej edukacji można by zapomnieć. Dzisiaj jesteśmy w o wiele bardziej komfortowej sytuacji, a do tego przechodzimy wszyscy przyspieszony kurs nowoczesności. Jak gdyby czas nagle wyrwał się do przodu, przed szereg, jakby chciał nadgonić okresy, kiedy bywał maruderem.

Jak przebrniemy przez tę próbę? Z pewnością wiele się nauczymy. Może niekoniecznie całej podstawy programowej, ale ostatecznie – czy to jest najważniejsze? Najważniejsze jest jak zawsze przetrwanie. A w przetrwaniu kluczowa jest umiejętność szybkiego dostosowania się do zmieniających się okoliczności. Obecnie oznacza to adaptację do działania w świecie online.