Pod koniec ubiegłego wieku Zachód uwierzył, że świat stał się globalną wioską. Odtąd dzięki nowoczesnym środkom komunikacji związki między gospodarkami miały się już tylko zacieśniać, prowadząc do coraz bliższej współpracy. Wiele wskazuje na to, że ta era przechodzi właśnie do historii

Przywykliśmy postrzegać postęp technologiczny jako naturalnego sojusznika globalizacji. Przez minione dwie dekady rosnąca wydajność sektora ICT pozwalała na sprawniejszą i tańszą komunikację, a nowe rynki kusiły tanią siłą roboczą. W rozkwicie międzynarodowego handlu pomagały niskie cła, mniejsze koszty transportu i coraz bardziej zaawansowane technologie. W ostatnim czasie na światowym rynku widać jednak zjawiska, które jeszcze niedawno uznano by za nierealne. Co więcej, ich wystąpienie ma bezpośredni związek z rozwojem nowych technologii.

Putin prawdę ci powie

Zglobalizowanej gospodarce przez lata pomagał mit o tym, że kapitał nie ma narodowości. O względności tego twierdzenia świat mógł się przekonać, gdy na arenę cyfrowych technologii jako zawodnik wagi ciężkiej wkroczyły Chiny. Dość szybko okazało się, że granice jednak wciąż istnieją.

W roku 2017 Władimir Putin obwieścił, że kraj, który zostanie liderem w dziedzinie sztucznej inteligencji, będzie rządził światem. Słowa te nie tyle świadczyły o przesadnej wierze w rosyjskie możliwości, ile raczej potwierdzały, że Chiny wyrosły na najgroźniejszego rywala Ameryki. W takiej sytuacji zasady globalnej gry musiały ulec zmianie. Opowieść o korzyściach płynących z globalizacji przestała już wybrzmiewać z dotychczasową mocą.

Nowe technologie, jak sztuczna inteligencja czy internet rzeczy, to główne pole, na którym będą się rozgrywały konflikty polityczne i wojny handlowe w nadchodzących latach – twierdzi Rana Foroohar

Amerykańska dziennikarka ekonomiczna i komentatorka „The Financial Times” Rana Foroohar od kilku lat ostrzega, że brexit, taryfy celne nałożone przez administracje Donalda Trumpa na Chiny oraz szereg europejskich wystąpień przeciw technologicznym gigantom z USA są symptomem postępującej deglobalizacji, która nasila się w zachodnim świecie. Zupełnie co innego dzieje się w Azji. Tam chińska dominacja zyskuje na sile. Co więcej, w orbitę Chin wpadają też coraz częściej kraje z Afryki i Ameryki Łacińskiej.

Foroohar twierdzi, że nowe technologie, jak sztuczna inteligencja czy internet rzeczy, to główne pole, na którym będą się rozgrywały konflikty polityczne i wojny handlowe w nadchodzących latach. Technologie nie przestaną napędzać wzrostu gospodarczego, ale najlepszym miejscem do inwestowania w nie mogą się okazać właśnie Chiny oraz rynki wschodzące. Skonfliktowany gospodarczo Zachód będzie miał tu duży problem z utrzymaniem konkurencyjności.

Dobrowolny przymus

Czy oznacza to, że Stany Zjednoczone muszą się nieodwołalnie pogodzić z utratą pozycji lidera rozwoju technologii? Niekoniecznie. Jak przekonuje na łamach „Scientific American” futurysta Abishur Prakash, choć USA nie są w stanie powstrzymać rozwoju technologii w Chinach, to jednak wciąż mogą wygrać w tej konfrontacji. W tym celu muszą jednak zdobyć kontrolę nad zachowaniem Chin. Jak do tego doprowadzić?

Utworzyć AITO, twierdzi Prakash, czyli – wzorowaną na Światowej Organizacji Handlu (World Trade Organisation, WTO) – Organizację Handlu w erze Sztucznej Inteligencji (AI Trade Organization). Takie przedsięwzięcie pozwoliłoby opracować międzynarodowe standardy tworzenia i wykorzystywania SI i narzucić je Chińczykom.

W takim układzie nawet gdyby Chiny nie chciały przystąpić do AITO, wystarczyłoby, aby do organizacji dołączyły kraje, w których Chiny będą chciały w przyszłości rozwijać SI. W ten sposób USA zdobyłyby możliwość niebezpośredniego wpływu na Chiny. Im więcej krajów przystąpiłoby do AITO, tym bardziej chińska SI stawałaby się zależna od reguł, które opracowano na Zachodzie.

Propozycja Prakasha w jasny sposób wskazuje na wiodącą rolę USA w tej nowej instytucji. Takie postawienie sprawy może jednak budzić opory nie tylko po stronie Chin czy Rosji, lecz także w Europie. To w końcu ze Starego Kontynentu wychodzi coraz więcej sygnałów świadczących o tym, że amerykańscy potentaci technologiczni nie mogą już tam liczyć na wieczną taryfę ulgową.

Nowe Bretton Woods

Bardziej zniuansowaną propozycję dla Stanów Zjednoczonych i innych państw zachodnich przygotowała Amy Webb – założycielka The Future Today Institute i autorka książki „The Big Nine”. Jej zdaniem Zachód powinien dziś przede wszystkim postawić na współpracę, a nie konkurencję. Dopiero wtedy będzie mógł myśleć o rzeczywistym zmierzeniu się z chińskim przemysłem cyfrowym.

Webb proponuje utworzenie GAIA, czyli Światowego Sojuszu na rzecz Rozszerzenia Inteligencji (Global Alliance on Intelligence Augmentation). Byłoby to międzynarodowe ciało zrzeszające badaczy SI, socjologów, ekonomistów czy politologów ze wszystkich państw członkowskich. Jego skład miałby gwarantować zróżnicowanie (społeczne, ekonomiczne, religijne, światopoglądowe czy dotyczące orientacji seksualnej), dzięki któremu malałoby ryzyko uprzedzeń i stereotypów wbudowanych w systemy SI.

USA wraz z innymi krajami Zachodu powinny stworzyć dobre praktyki w dziedzinie SI i dowieść ich użyteczności (i opłacalności!) Chińczykom – uważa Amy Webb

Webb uważa też, że GAIA powinna być zlokalizowana na neutralnym gruncie – tak by nie było to ani terytorium USA, ani Chin (jej propozycja to Montreal, czyli miasto ważne dla rozwoju SI, a jednocześnie nieobciążone zależnością od USA czy jego azjatyckiego konkurenta). Celem GAIA byłoby stworzenie nowej umowy społecznej między obywatelami a największymi firmami technologicznymi, która opierałaby się na zaufaniu i współpracy. Taka nowa SI miałaby przede wszystkim pomagać człowiekowi. Era traktowania ludzi jako zasobów do wykorzystania musi się skończyć. Zbiór danych osobowych każdego obywatela powinien być jego własnością (jest to szczególnie ważne w kontekście amerykańskiego i chińskiego podejścia do danych osobowych, które dalece odstają od europejskiego przywiązania do ochrony prywatności i anonimowości).

Podstawowym warunkiem powodzenia takiego międzynarodowego przedsięwzięcia jest porzucenie przez biznes dotychczasowej krótkowzroczności i postawienie na cele długoterminowe. Potrzebna jest również współpraca, tak aby poszczególne produkty czy systemy mogły ze sobą współgrać. Czy taki scenariusz jest w ogóle możliwy? Webb przywołuje konferencję w Bretton Woods, która odbyła się w lipcu 1944 roku i na której zadecydowano o kształcie międzynarodowych instytucji finansowych oraz zdefiniowano sposób myślenia o gospodarce na kolejnych kilka dekad. Jej zdaniem wciąż możemy się zdobyć na podobny wspólny wysiłek.

A co z Chinami? Amerykańska futurystka uważa, że Zachód musi się nauczyć konkurować z Państwem Środka, tworząc lepszą i bezpieczniejszą ofertę technologiczną. Zarazem trzeba też zachęcać Chiny do udziału w GAIA, podkreślając znaczenie przejrzystości, ochrony danych i praw człowieka. Stany wraz z innymi krajami powinny stworzyć dobre praktyki w dziedzinie SI i dowieść ich użyteczności (i opłacalności!) Chińczykom.

Życie z milionem skaleczeń

Czy możemy liczyć na to, że postulowane przez Webb zmiany rychło wystąpią na rynku technologii? Na razie bardziej prawdopodobne wydaje się, że państwom i firmom nie uda się przełamać dzielących je różnic interesów i działać dla dobra wspólnego. Efektem takiego obrotu spraw będzie duże zróżnicowanie standardów technologicznych, brak kompatybilności między urządzeniami różnych producentów, a także niezdolność do wykorzystania pełnego potencjału nowych technologii czy obniżenie bariery bezpieczeństwa.

Życie w takim świecie, podkreśla autorka „The Big Nine”, będzie oczywiście bardzo uciążliwe. Liczba otaczających nas zautomatyzowanych systemów znacznie wzrośnie, lecz nie będą one ze sobą dobrze współpracować. Webb nazywa to obrazowo życiem z milionem skaleczeń. O ile jedno zadraśnięcie nie utrudnia nam zbyt funkcjonowania, to już ich większa liczba staje się uciążliwa. Wystarczy więc wyobrazić sobie, jak bardzo nie do zniesienia stałoby się życie, gdyby skaleczenia pokrywały każdy kawałek naszego ciała. Przerażające? Niestety, zdaniem Webb także bardzo możliwe.

Konflikty dzielące Zachód nie pozwalają oczekiwać szybkiego podjęcia działań na rzecz wspólnego i bezpiecznego rozwijania nowych technologii. W tej sytuacji bardziej prawdopodobny staje się deglobalizacyjny scenariusz odmalowany przez Ranę Foroohar. Zgodnie z nim prawdziwym zwycięzcą podziałów w świecie zachodnim będą Chiny, które przy okazji zdobędą wpływ na znaczną część rynków wschodzących. Podzielony Zachód nie będzie miał siły, by narzucić im jakieś jednolite standardy. Rezygnując ze współpracy, sam skaże się na porażkę. Czy więc warto dziś w ogóle myśleć o lepszej przyszłości? Tak, ale tylko pod warunkiem, że poważnie potraktujemy czarne scenariusze.

Skip to content